Bąkojad
Widok króla afrykańskich roślinożerców, słonia, z gromadą ptaków na grzbiecie i głowie, nie jest niczym wyjątkowym na sawannie. Bąkojady czerwonodziobe są wytrwałymi łowcami. NA skórze słonia znajduje się wiele smakowitych owadów, kleszczy i krwiopijnych komarów. Korzyść jest, więc obopólna: roślinożercy pozbywają się swoich pasożytów, natomiast ptaki mają bogate źródło pokarmu. Ponadto pełnią jeszcze jedną usługę. Ponieważ jest ich wiele, mogą dostrzec potencjalne niebezpieczeństwo. Nagły zryw bąkojadów do lotu może, więc być sygnałem dla gospodarza, że należy być ostrożnym. Z usług bąkojadów korzystają też nosorożce, bawoły, żyrafy i wiele gatunków antylop. Żółwie olbrzymie znalazły natomiast pomoc w pozbywaniu się kleszczy i owadów u jednego z gatunków zięb, które wydziobują z ich skory pasożyty. Żółw przybiera specjalną pozycję i udostępnia miejsca, w których znajduje się najwięcej owadów. Podczas zabiegu zastyga w całkowitym bezruchu. Komar widliszek jest znany z tego, że przy ukłuciu może przenieść do naszej krwi pierwotniaki – zarodźce. To one są powodem wyludniającej niegdyś całe wioski choroby zwanej malarią lub zimnicą. W rozwoju zarodźca, człowiek jest tylko żywicielem pośrednim, natomiast komar jest żywicielem ostatecznym i to w jego ślinach dojrzewają gotowe do zarażenia kolejne pokolenia pierwotniaków. Po wniknięciu do krwi człowieka zarodźce najpierw sadowią się w wątrobie, wątrobie później przedostają do krwinek czerwonych, gdzie przebiega ich dalszy rozwój i rozmnażanie. Pasożyty po kilku dniach opuszczają krwinki, równocześnie je niszcząc. Ponieważ pierwotniaki wnikają do kolejnych komórek napady malarii są regularne. Walka z malarią jest trudna i polega głównie na wyeliminowaniu komarów przenoszących chorobę. Od 1968 roku Polska została uznana za kraj wolny od malarii. Walka z tą chorobą była u nas o tyle łatwiejsza, że pierwotniak potrzebuje do rozwoju temperatury powyżej 16 stopni Celsjusza.