Na małej wysepce

2 stycznia 2011

6Znajdowane są ogromne ilości kości.Są to liczby rzędu dziesiątek tysięcy nietutejszych gatunków. Holendrzy sprowadzili tu różne rodzaje zwierząt i roślin, jakie uważali za stosowne i przydatne dla stale przybijających do brzegu statków, na przykład kozy i świnie. Można sobie wyobrazić, że przybycie tych wszystkich dziwnych zwierząt musiało jakoś wyspie zaszkodzić. Niektóre z nich pouciekały i zaczęły rozmnażać się na wolności. Lasy przezywały inwazję zbiegłych zwierząt, a dodo musiały sobie radzić z nowymi rywalami i pod jednym istotnym względem były też szczególnie narażone na niebezpieczeństwo. Jako nieloty dodo wraz z młodymi mieszkały na ziemi. Niektórzy uważają, że dodo stal się ofiarą własnego sukcesu ewolucyjnego. Wykształcały się w odosobnieniu przez cale miliony lat, nigdy nie musiały szukać schronienia na drzewach, gdyż nie było tu drapieżników. Mogły długo chować swoje młode, prawdopodobnie jedno pisklę co drugi rok. Nie było potrzeby rozmnażania się w wielkiej liczbie, niestety, ale wkrótce pojawiły się świnie. Możliwe, że przekazy pisane pomogą w znalezieniu odpowiedzi.Dzienniki pokładowe podają, że załoga statku Amsterdam zdołała upolować wylęg dodo dwa dni po odkryciu Mauritiusa. Po trzech tygodniach dryfowania po oceanie indyjskim żeglarze byli na wpół żywi, mimo to dodo nie wzbudziło ich entuzjazmu. Mięso było tak twarde, że nie dało się dobrze upiec i jedzono je na wpół surowe, było tak tłuste, że trudno się żuło, szybko przestawiało smakować i przyprawiało o mdłości. Paleontolodzy rozumieją, dlaczego dodo okazywały się niezjadliwym daniem. W przypadku ptactwa, zazwyczaj spożywa się piersi, ale dodo jednak nie miał dobrze rozwiniętej tej części ciała, a cale mięso i tłuszcz umiejscowione były w kuprze i z tego powodu mięso było raczej tłuste, gdyż nie było tam żadnych mięśni. Kończyny dodo były mocno umięśnione, lecz wraz ze starzeniem się ptaków, prawdopodobnie wykrzywi8aly się, można się było więc domyślać, dlaczego pierwsi żeglarze holenderscy nie lubili jeść dodo. Taki argument przemawia za tym, że na pewno dodo nie skończyły w kotłach ludzi, służąc im, jako przysmak,. Z historii unicestwienia dodo można wyciągnąć pewne wnioski.Bardzo dokładnie obrazuje ona, jak bardzo szybko proces wyginięcia może objąć cały gatunek. Czterysta lat od chwili odkrycia w końcu dowiedzieliśmy się, że dodo wymarły, gdyż po prostu znalazły się w nieodpowiednim miejscu i o nieodpowiednim czasie. Jak widać, nie jest regułą, że główną przyczyną wyginięcia jakiegokolwiek gatunku nie zawsze musi być człowiek. W tym przypadku człowiek zawinił jedynie pośrednio, sprowadzając na wyspę takie, a nie inne zwierzęta. Jest to działanie pośrednie, chociaż nie bez znaczenia. Gdyby jeszcze dodatkowo ptaki te były możliwe do spożycia, z pewnością żyłyby jeszcze krócej. Możliwe, że gdyby składały więcej jaj, miałyby o wiele większą szansę na przetrwanie, ale stało się tak, a nie inaczej. Dobrze chociaż, że nauka była w stanie rozwiązać tę zagadkę i obalić mity, panujące od kilkuset lat. Możemy się tylko zastanawiać, ile gatunków wyginęło, a my nie mamy o tym najmniejszego pojęcia i niekoniecznie w czasach prehistorycznych, ale w całkiem niedalekiej przeszłości.